poniedziałek, 25 października 2010

Religio et,Musica-Religia i Muzyka

     Poniedziałek.Znowu czuje,jak na głowę spada mi kowadło z wielkim napisem "monotonia",dzień przepełniony kartkówkami i sprawdzianami wcale nie mobilizował do tego by wsiąść się w garść.Poniedziałek...
Idiotyczny dzień,w którym moja pierwsza lekcja rozpoczyna się o 8:45.Za każdym razem gdy wstaję rano i myję zęby zastanawiam się:"Jechać tym na styk,żeby idiotycznie nie czekać?A może będą korki?Może lepiej być wcześniej?Ale w tym busie wcześniej jest zawsze pełno ludzi?Czy może jechać tym co ludzie z klasy,żeby pogadać z nimi po drodze?A jak znowu będą robić wiochę?"Więc w ten oto magiczny sposób po 10 minutach dochodzę do tego jakim autobusem będę dziś podróżował do szkoły.
     Wchodzę do kuchni,światło z lodówki wali mi po oczach;jak to jest,że ona zawsze jest taka pełna,a taka pusta?Śniadanie to najważniejszy posiłek dnia,co do tego nie ma żadnych wątpliwości.Jednak moje lenistwo bierze górę i jak zwykle kończy się na kawie(i okazyjnie jak się przełamię,misce owsianych płatków).
     Jak zwykle autobus pęka w szwach,jak to jest,że ci śmierdzący ludzie zawsze stoją koło mnie?2 typów o oddechach,które mogły by zabić szczura stoi naprzeciwko mnie i prowadzi zapewne ciekawą dyskusję,na szczęście jakiś geniusz wymyślił słuchawki i przynajmniej nie musiałem ich słuchać.
     W szkole dotarła do mnie pierwsza pierwsza pozytywna wiadomość,nie ma dzisiaj geografii,dobrze że się nie uczyłem,bo uczyniłbym to na darmo.Geografia jest dzisiaj ostatnia!Coraz lepiej,jednak po chwili dociera do mnie ciekawa rzecz,dzisiaj godzinę po naszych lekcjach jest poprawa z matematyki.Wręcz bosko-dwugodzinne okienko.Jechać do domu na niecałe 40 minut,czy siedzieć całe dwie godziny w szkole i czekać jak na wyrok?Pod namową kumpla,który stwierdził,że poprawa trwa dwie godziny i nie trzeba przychodzić na sam początek pojechałem do domu.Oczywiście,gdy przyjechałem w połowie rzekomych dwóch godzin okazało się,że akurat dziś wyjątkowo poprawa trwa tylko godzinę,więc wziąłem jeszcze zimną kurtkę z szatni i pojechałem z powrotem do domu.
     Na szczęście mogłem się dzisiaj poddać..."kuracji odstresowującej".Ale oczywiście musiałem wszystko popsuć i wejść na temat muzyki.Nie wiem czemu,ale zawsze,gdy z kimś o tym rozmawiam to są spory,lub ktoś staje się urażony pod wpływem moich opinii.Już dawno wyróżniłem dwa tematy,wokół których jest straszny młyn,kłótnie i niejednokrotnie leje się krew.A są to właśnie muzyka i religia,kiedyś obiecałem sobie,że na żaden z tych tematów nie będę z nikim dyskutował,ale dzisiaj coś mnie tchnęło i pożałowałem tego.Przynajmniej utwierdziło mnie to w przekonaniu,żebym siedział cicho i nie kusił losu :D.



Mam też coś dla moich braci i sióstr,którzy nie radzą sobie ze stresem:Uwaga!Wchodzisz na własną odpowiedzialność.

A.Nie byłbym sobą,gdybym nie dał gifa.







1 komentarz:

  1. Jeśli chodzi o mnie, to sprawa z autobusami wygląda podobnie. Gdy mam do dyspozycji dwa autobusy zawsze zastanawiam się przez długi czas, który w końcu wybrać. I najczęściej na decyzję tę wpływa czas, jaki mi został do wyjścia z domu.

    A ja się muszę pochwalić, że moje śniadanie jest bardzo ładne! Często coś innego, a kanapka z pomidorem... mmmm....xD

    Jeszcze (na szczęście) nie trafiłam w autobusie na "niepachnącego" pasażera^^ Jest fajnie^^

    Ej! Ja się tam nie poczułam urażona, bo wiadomo, że każdemu podoba się co innego. Osobiście lubię rozmawiać o gustach, bo kij z tym, że ma się inne zdanie, ale da się dogadać, mówię ci. Wystarczy tylko nie próbować wciskać swojego zdania innym. Wiesz, mi się tam akurat nie wydało to niemiłą rozmową, sporem, kłótnią...;) (A krzyczę, bo mam cichszy głos od twojego i muszę się przebić jakoś, żeby mnie wysłuchano xD) Do tematu muzyki jeszcze powrócimy, obiecuję!

    p.s. Łeeeeee...! Błagam, nie nazywaj naszych randek czy tam spotkań, czy jak tam, "kuracjami odstresowującymi"... brrr..!

    OdpowiedzUsuń